Wizyta w Tokio jest jak podróż do przyszłości, w Kioto zaś - jak skok w przeszłość.
Będąc w Kioto możemy zobaczyć i doświadczyć wszystkiego co nas, ludzi Zachodu tak bardzo w kulturze Kraju Wschodzącego Słońca pociąga i fascynuje - starożytne świątynie, kolorowe budowle-ołtarze, piękne ogrody, gejsze, przedstawienia kabuki...
Kioto to skarbnica japońskiej historii i kultury, do której nawet Japończycy podróżują, by uczyć się o swoim kraju. Jest jednym z bogatszych kulturowo miast, często porównywanym do Paryża czy Rzymu. Znajduje się tu 17 obiektów z listy UNESCO, ponad 400 ołtarzy Shinto, 1600 świątyni buddyjskich (sic!).
Nie można powiedzieć, że było się w Japonii, jeśli nie było się w Kioto!
Nie da się opisać niesamowitego wrażenia, jaki daje spacer korytarzem utworzonym przez 30000 pomarańczowych ołtarzy w
Fushimi - Inari Tara, świątyni poświęconej bogom ryżu i sake. Wzdłuż ścieżki rozmieszczone są kamienne posągi lisów, posłańców bogini Inari. Co ciekawe, Inari - bogini ryżu i sake została przemianowana na boginię ryżu i biznesu;)
Kolejna ciekawostka: Japończycy uważają lisy stworzenia święte, tajemnicze i zdolne opętać ludzi.
Tak samo niezapomnianym przeżyciem jest wizyta w
Kinkaku-ji i ujrzenie na własne oczy niesamowitego Złotego Pawilonu (tak, fasada pokryta jest prawdziwym złotem!).
Czy wizyta w
Gion, dzielnicy gejsz, w której wciąż funkcjonują szkoły dla dziewcząt chcących zostać gejszą. Fascynują mnie te dziewczyny, które w XXI w decydują się na życie gejszy.
Wyjaśnijmy sobie najpierw jedno - gejsze to nie prostytutki! Błędne i krzywdzące przekonanie zrodziło się w czasach II wojny światowej, kiedy japońskie prostytutki stylizowały się na gejsze dla swoich amerykańskich klientów.
Gejsze są mistrzyniami sztuki konwersacji, tańca, śpiewu czy kaligrafii. Dosłowne znaczenie słowa gejsza to ‘osoba o umiejętnościach artystycznych’.
W Kioto bardzo popularną atrakcją są przebieranki za gejsze. Co krok można spotkać dziewczyny we wzorzystych kimonach z pomalowaną twarzą.
Uwierzcie mi jednak, że prawdziwą gejszę poznacie od razu. Porusza się ona z wdziękiem, idzie prosto z podniesionym czołem, mimo niewygodnych butów geta, w których fałszywe gejsze kuśtykają niezgrabnie i tłumów ludzi z aparatami, którzy śledzą je jak zwierzynę, gdziekolwiek się ruszą.
(Jeśli będziecie mieć okazję, gorąco polecam przedstawienia w
Gion Corner, które są jak lekcja kultury i sztuki japońskiej w pigułce. Nie jest to tania impreza, ale zdecydowanie warto. W programie: ceremonia picia herbaty, sztuka komponowania bukietów, taniec gejszy, krótkie przedstawienie teatralne i parę innych. Szczegóły: http://www.kyoto-gioncorner.com/global/en.html)
Oczy otwierają się szerzej z zachwytu lub zdziwienia za każdym razem, gdy odwiedza się jakąś świątynie.
Czy Daitoku-ji - świątynię Zen z charakterystycznymi kamiennymi ogrodami.
Czy Shoren-in, w której można na chwilę usiąść i rozkoszować się widokami na ogród, popijając matchę.
Czy Kiyomizu-dera - położoną na wzgórzu, u podnoża którego znajduje się wodospad, którego wody, podobno, mają lecznicze właściwości.
Czy Kennin ji, nastarszą świątynię Zen w Kyoto z wspaniałym malowidłem smoka na suficie.
Tak naprawdę, co krok napotyka się tu wspaniałości.
Przejdźcie się wąskimi uliczkami
Higashiyamy, zaglądajcie do sklepików i próbujcie lokalnych przysmaków. Odwiedźcie
Nishiki Market i zobaczcie, jakie kulinarne dziwy można tam znaleźć.
Jeśli interesujecie się mangą, koniecznie zajdźcie do
Muzeum Manghi, w którym znajdziecie opowiadania nie tylko z Japonii, ale z praktycznie wszystkich krajów świata. Można tu spędzić godziny na czytaniu i przeglądaniu książek.
Jeśli akurat jest sezon na sakurę, weź koc i idź do parku
Maruyama Koen, najlepszego miejsca na oglądanie kwitnących wiśni i popularnego miejsca na pikniki i spotkania na świeżym powietrzu.
Mogłabym tak wyliczać godzinami, bo Kioto jest materiałem na osobny przewodnik. Przede wszystkim, nie patrz ciągle na mapę, ale daj się ponieść nogom. My zupełnie przypadkowo okryliśmy ulicę kwitnących wiśni i najlepszą restaurację sushi do tej pory.
Za każdym razem, gdy wspominam Kioto, uśmiecham się lekko, jednocześnie czując nostalgię i dziwną tęsknotę. Bardzo chciałabym tam wrócić, do tego miejsca żywcem wyjętego ze starych historii o gejszach i samurajach, gdzie ludzie żyją w harmonii i wydają się nie poddawać pędowi, któremu podporządkowują się ludzie na Zachodzie.