Do Seattle lecieliśmy z przesiadką w Pekinie. Nasz samolot miał wylecieć o 11:50 z lotniska Hongqiao. Byliśmy tam już przed 10, żeby na spokojnie przejść kontrolę bezpieczeństwa i zostawić bagaże.
A tu klops, odbierając karty pokładowe dowiedzieliśmy się, że akurat nasza linia (Hainan) wymaga od pasażerów, żeby przy przesiadkach przechodzili przez całą procedurę jeszcze raz. W Pekinie mieliśmy na przesiadkę 1.5h, w czasie których trzeba było: odebrać bagaż, dotrzeć na inny terminal, odebrać karty pokładowe i zdać bagaż, przejść przez security. Oj, kiepsko to wyglądało.
Zwłaszcza, że sama kontrola bagażowa w Szanghaju trwała 15 min beż żadnej kolejki - celnicy otwarli walizy i szczegółowo przekopywali rzeczy Pawła.
Jak przystało na Pierwszą Panikarę RP latałam od jednego biura do drugiego, próbując znaleźć kogoś, kto będzie w stanie pomóc.
W końcu, wsiadając do samolotu zaczepiłam stewarda i wylałam swoje żale. Powiedział tylko, żebym się nie martwiła, że ktoś nam w Pekinie pomoże.
I faktycznie, w Pekinie czekał na nas pan z karteczką “International Travelers to Seattle”. Oprócz mnie i Pawła był to jeszcze jeden chłopak. Zostaliśmy zabrani na ekscytującą podróż przez zamknięte drzwi:P Pan przewodnik prowadził nas prywatnymi wejściami, wymuszał szybsze kontrole celne, pokazywał komu trzeba przepustkę i suma summarum, mimo ostatnich przeszkód przy wydawaniu kart pokładowych (panie chciały ode mnie jakiś durny papier, którego nie miałam), zdążyliśmy. Uff.