Geoblog.pl    lorien    Podróże    Made in China    Najpiękniejsze ~24 km schodów w życiu
Zwiń mapę
2014
04
gru

Najpiękniejsze ~24 km schodów w życiu

 
Chiny
Chiny, Huangshan
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 1564 km
 
Szanghaj stał się naszą bazą wypadową na krótsze i dłuższe wycieczki.

Dziś wybieramy się do Huangshan. Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy, czy się tam wybierzemy, Huangshan słynie bowiem z PRZEPIĘKNYCH widoków, ale też bardzo kapryśnej, głównie deszczowej pogody. A tu już grudzień, idzie zima i istniało ryzyko, że spędzimy 2 dni w podróży i nie zobaczymy nic oprócz nisko wiszących chmur.

Z drugiej strony, od momentu, gdy po raz pierwszy zobaczyliśmy zdjęcia gór Huangshan wiedzieliśmy, że warto zaryzykować, jeśli jest szansa zobaczyć takie widoki na własne oczy. Huangshan to niesamowicie malownicze pasmo górskie z charakterystycznymi, postrzępionymi granitowymi szczytami.

Spoiler: ryzyko się opłaciło:)

Jechaliśmy nocnym pociągiem i do Tunxi (nazywanego też Huangshan, co jest nieco mylące, bo Huanghan to też nazwa gór, więc ciężko było znaleźć jednoznaczne wskazówki, jak się dostać w góry Huanhshan) dojechaliśmy około 9 rano.

Huangshan (góry) jest bardzo popularne wśród Chińczyków przez cały rok. Niestety brakuje informacji dla nieanglojęzycznych turystów. Wiedzieliśmy mniej więcej gdzie i jak powinniśmy się dostać, z resztą zdaliśmy się na wiedzę tłumu.

Kiedy tylko wyszliśmy ze stacji, napadła nas chmura taksówkarzy-naganiaczy. Udało nam się przebić bez uszczerbku na zdrowiu i kieszeni i parę kroków dalej znaleźliśmy przystanek minibusików. Jakoś udało się nam dogadać i upewnić, że busy te jadą do Tangkou. Za przejazd około 50 km busikiem zapłaciliśmy 20 rmb od osoby.

W Tangkou wysiedliśmy z busa ‘gdzieś’ i znów nie bardzo wiedzieliśmy, co z sobą zrobić. Znów poszliśmy za tłumem (naprawdę denerwujący był brak informacji po angielsku). Weszliśmy do wielkiego budynku, który okazał się być dworcem lokalnych autobusów. Tu kupiliśmy bilety, które zagwarantowały nad transport do bramy Parku Narodowego Huanshan. Nie pamiętam dokładnie, ile zapłaciliśmy za wejście do parku, chyba coś ok 160 rmb/os.

I tu się zaczęła przygoda.
Różnice wzniesień są spore, a wszystkie szlaki prowadzą po betonowych schodach lub wiszących nad przepaściami schodach drewnianych/metalowych. Ogólnie, słowo klucz to schody;)
Na szczyt, gdzie mieliśmy nocować prowadzą dwie ścieżki: mniej malownicza 7km trasa wschodnia i 15km super stroma ale niesłychanie malownicza trasa zachodnia. Dzień w zimie krótki i nie byliśmy pewni swojej formy, wybraliśmy więc wspinaczkę krótszą trasą i schodzenie dłuższą.
Robiło się coraz zimnej i chmury zaczęły się gromadzić. Pięliśmy się i pięliśmy, w którym momencie zaczął padać deszcz a po chwili ... śnieg! Yay!
Na szczęście byliśmy już bardzo blisko hotelu, kiedy rozpętała się potężna śnieżyca.

Zanim jednak dotarliśmy do hotelu, trzeba było przemaszerować owe 7 km. Początkowo byłam nieco rozczarowana - widoki rzeczywiście odbiegały od zdjęć znalezionych w internecie. Im bliżej szczytu, tym jednak było lepiej - jak zwykle.

Ciekawostka: między miastem Tangkou i różnymi partiami gór kursują kolejki linowe, ale w pewne miejsca dostać się można tylko na nogach. Co parę metrów mijali nas ludzie wnoszący lub znoszący towary ze szczytu. Patrzyłam na nich, uginających się pod ciężarem wielkich worów z niekłamanym podziwem i wstyd mi było mojego przyspieszoego oddechu:P

Naszły nas też refleksje na temat różnić między Polską i Chinami w kwestii bezrobocia. W Chinach wiele miejsc pracy wydaje się być stworzonych na siłę, czasami czułam się nawet jak w filmie Barei. Przykłady? Pan, który odkurzał liście w lesie (sic!) albo pan sprzątający toalety, który z wielkim szumem wnosił do kibelka znak “cleaning in progress”, po czym brał w szczypczyki jednego śmiecia, z wielkim nabożeństwem wrzucał do kubła, po czym wynosił znak. Posprzątane.
Mimo wszystko jednak, czy praca była bezsensowna czy też bardzo ciężka (jak w przypadku górskich tragarzy), ludzie woleli robić coś za marne pieniądze niż nie robić nic. Trochę inaczej niż w historiach o bezrobotnych Polakach, którzy wybierają żyć z zasiłku niż pracę za ‘marne 1200zł’.

Nocowaliśmy w hotelu Beihai, niby czterogwiazdkowym, ale nie dajcie się zwieść. Od razu widać, że hotel nastawiony jest raczej na sezon letni - cienkie ściany, nieszczelne okna, brak centralnego. Nasz pokój miał mały elektryczny grzejniczek, który potrzebował połowy dnia na ogrzanie okolic łóżka. W łazience można było zamarznąć;)

Ale to nic, zmęczeni wspinaczką wskoczyliśmy pod kołdrę zdrzemnęliśmy się, żeby przeczekać czas do kolacji. Jedzenie w Beihai było zjadliwe i zdecydowanie za drogie (kolacja: 140/os, śniadanie: 70 rmb). Jedyny plus - było ciepłe i w nieograniczonych ilościach (bufet:P), co dla nie do końca przygotowanych podróżników było zbawienne;)


Śnieg ciągle sypał. Odrobinę martwiliśmy się, czy uda się nam zejść z góry w takich warunkach. Poszliśmy spać z postanowieniem, że jeśli śnieżyca nie ustąpi do rana, zjedziemy z góry kolejką.

Następnego dnia obudziłam się i zapiałam z zachwytu. Niebo było nieskazitelnie, a warstwa śniegu przykrywająca wszystko w zasięgu wzroku mieniła się przepięknie w jasnym słońcu. Surowe góry przystrojone w zimową szatę zachwycały.
Cóż mogę powiedzieć. ~18 km po stromych schodach to sporo. Pod koniec ledwo powłóczyłam nogami, miałam wrażenie, że coś jest nie tak z moimi stawami kolanowymi, bo co chwilę mi się blokowały.
Ale nawet tydzień upiornych zakwasów był wart widoków, jakie na nas czekały na zachodnim szlaku! Zresztą, zobaczcie zdjęcia.

Zdecydowanie polecam Huangshan! Jeśli macie problemy z kolanami, kolejka linowa będzie lepszym pomysłem niż wspinaczka, bo ten szlak to jest killer.
(Nigdy w całym moim podróżniczym życiu nie byłam tak zmęczona!).


Padnięci, spoceni i głodni dostaliśmy się do Tunxi. Tu próbowaliśmy znaleźć coś do jedzenia, ale nie udało nam się znaleźć żadnego miejsca, które spełniło by choć jeden z warunków: menu po angielsku, brak syfu.
Do tej pory udawało nam się uniknąć żołądkowych przypadłości, lepiej by było nie dostać podróżniczej sraczki w pociągu… Skończyło się więc na zakupionej w spożywczaku zupce chińskiej i niesłychanie zdziwionej pani na dworcu, która nie mogła pojąć, dlaczego błagam ją o zagotowanie w czajniku mineralnej wody, gdy tuż obok stoi sobie komunalny zbiornik z wrzątkiem. Ach, ci turyści.

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (23)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2014-12-27 07:31
Wspaniale ,że udało się Wam pokonać trasę ...i to jeszcze przy pięknym słońcu choć obawy były!
Widoki fantastyczne - zdjęcia piękne!
 
Marianka
Marianka - 2014-12-29 22:55
Wow, 18 km po schodach to sporo. Ale rzeczywiscie, widoki niesamowite!
 
 
lorien
Basia Z
zwiedziła 8% świata (16 państw)
Zasoby: 130 wpisów130 266 komentarzy266 917 zdjęć917 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
22.11.2015 - 02.12.2015
 
 
27.11.2014 - 07.12.2014
 
 
14.03.2014 - 30.03.2014