Z Pekinu do Szanghaju jest ponad 1200 km. To mniej więcej tyle, co z Krakowa do Brukseli. A to przecież zaledwie kawałeczek Chin.
Jak pogodzić ograniczony urlop i konieczność podróżowania na dalekie dystanse?
Jedną z opcji są oczywiście loty. Może i wygodny sposób podróżowania, ale nie na każdy budżet. Dodatkowo, lokalne linie chińskie słyną z opóźnień i raz na czas pojawiają się informacje o rzekomym niskim poziomie ich bezpieczeństwa (nie wiem jednak, na ile te dane są potwierdzone. Spóźnienia natomiast mogę potwierdzić z pierwszej ręki).
Opcja numer 2 to pociągi. Możecie nie wiedzieć, ale Chiny mają najlepiej rozwiniętą sieć kolejową i najwięcej szybkich pociągów na świecie (a nie Japonia, w co sama wierzyłam).
Polecam więc każdemu model podróży, który sami stosowaliśmy: podróżowanie przez noc w pociągach sypialnych.
Do Szanghaju jechaliśmy nocnym pociągiem typu ‘bullet-train’ (super szybki). Za bilet zapłaciliśmy wprawdzie ok 600 RMB/os, ale zaoszczędziliśmy czas i pieniądze na nocleg w hotelu.
Łącznie, pociągami nocnymi jechaliśmy 3 razy, za każdym razem kupowaliśmy bilet tzw.
“soft sleeper” - do przedziały z 4 łóżkami. Do wyboru są jeszcze normalne miejsca siedzące i hard sleeper (6 łóżek w przedziale), moim zdaniem zdecydowanie warto zainwestować w soft sleeper.
W przedziale będzie na Ciebie czekać czysta pościel i mały stoliczek z czajnikiem, do którego możesz nalać wrzątku z komunalnego zbiornika. Nie ryzykowaliśmy picia tej wody, moim zdaniem lepiej się zaopatrzyć we własną.
Bilety można kupić/odebrać online lub na większych stacjach. Do zakupu online doliczana jest dodatkowa opłata w wys. ok $5, jeśli więc macie czas, możecie załatwić to osobiście. I w Pekinie i w Szanghaju byliśmy odsyłani między okienkami, ale w końcu udało się znaleźć kogoś, kto mniej więcej rozumiał angielski. Żeby kupić bilet, trzeba pokazać paszport. Tak samo jest z wchodzeniem do pociągu - turyści pokazują i bilet i paszport.
Ach, no i nie wyrzucajcie biletu za szybko, po dotarciu do celu potrzebujecie go jeszcze, żeby opuścić budynek stacji;)
Podróżowanie pociągami ma jeszcze jeden plus (lub minus, w zależności od sytuacji): pozwala przyjrzeć się mieszkańcom Chin z bliska, dosłownie i w przenośni.
Pociągi to główny środek komunikacji w Chinach, szansa na to, że będziesz mieć innego turystę w przedziale jest mała.
Co ciekawego ja zauważyłam? Właściwie to dwie rzeczy - poranna toaleta w pociągowej łazience to mus dla każdego. A druga rzecz, już mniej przyjemna, to inne zasady savior vivre. Odcinanie paznokci i wystrzeliwanie ich na współpasażerów i ich łóżka to norma, tak samo jak zapamiętałe dłubanie w nosie ;)
______________________
Tyle czasu spędzaliśmy na dworcach i w pociągach (ach, chińska mleczna herbato z KFC ogrzewająca nas w zimne wieczory!), że zaczęliśmy robić sobie rankingi.
Stacja główna w Szanghaju ma najwięcej karaluchów. Uważajcie na nie w poczekalniach. Stancja zachodnia - znacznie czystsza, więcej restauracji, w których można przeczekać lub coś przegryźć.
Podobnie w Pekinie - główna stacja jest całkiem przyjemna.
Tunxi śmierdziało moczem. Hangzhou rozkopana i w budowie, ale z gorączkową atmosferą. Suzhou - nic specjalnego.