Ufff, jak gorąco, puff, jak gorąco. Aż ciężko uwierzyć, że pogoda potrafi być tak kapryśna i zmienna. Słonce dzisiaj operuje jak szalone, na niebie ani jednej chmurki. Nie mogło być tak wczoraj? Trochę się zastanawialiśmy nad planem dnia i ostatecznie stanęło na trasie Rattlesnake Ledge. Jest to jedna z popularniejszych jednodniowych tras tylko 30mil od Seattle. Niedziela i słoneczna pogoda przyciągnęły na szlak tłumy. Po raz kolejny zostałam pozytywnie zaskoczona tym, jak popularne są tu górskie wycieczki! Mijaliśmy
rodziny z dziećmi, grupki młodzieży, osoby starsze, wyglądające zamożnie i nie, wysportowane i zupełnie nie.
Przechadzka na szczyt skalnej półki jest przyjemna i niedługa - tylko 2 mile zygzaków w jedną stronę.
Widok ze szczytu - obłędny. Stoisz na krawędzi wysokiej głębokiej przepaści, przed Toba rozpościera się szeroka panorama. Tuż pod skałą Jezioro Rattlesnake, w oddali góry i jezioro Chester Morse. Po lewej góra Si o charakterystycznym kształcie...
Brak jakichkolwiek zabezpieczeń i poręczy powoduje dodatkowy dreszczyk emocji. Tak, zdarzały się tu śmiertelne wypadki, wszyscy więc patrzą pod nogi i ostrożnie zbliżają do krawędzi urwiska.
Jak wspomniałam, Rattlesnake Ledge to popularne miejsce i tłumy ludzi (zrozumiałe przy takiej aurze) nie pozwalają do końca napawać się widokami. Na szczęście nie wszyscy wiedza o pozostałych dwóch skalnych półkach - średniej i wysokiej.
Choć średnia wydaje się być bardzo oddalona, w rzeczywistości idzie się do niej tylko 10-15 min. Widok jeszcze bardziej spektakularny (jeśli to możliwe;)), pewnie ze względu na większą wysokość i panującą ciszę.
Na najwyższą skałę już nie weszliśmy. Część ekipy musiała już wracać do Seattle, a reszta, czyli wesoły rosyjsko-białorusko-polsko-singapurski team pojechał dalej:)