Geoblog.pl    lorien    Podróże    Za Wielką Wodą - życie w USA    W poszukiwaniu śniegu
Zwiń mapę
2012
14
gru

W poszukiwaniu śniegu

 
Stany Zjednoczone Ameryki
Stany Zjednoczone Ameryki, Leavenworth
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12422 km
 
Leavenworth to miasteczko w górach na wschód od Seattle, leżące na terytorium Lasów Państwowych Wanatchee. Nie wyróżniałoby się niczym od tysięcy innych górskich miasteczek, gdyby nie to, że jego centrum w całości zbudowane jest w bawarskim stylu. Bawarskie budownictwo, niemieckie kiełbaski i alpejski charakter sprawiły, że Leavenworth znalazło się na liście 'TOP 10 miejsc w Stanach, które trzeba odwiedzić w okresie świątecznym.'
Główną atrakcją miał być 'Festiwalu świateł', odbywający się w każdy weekend grudnia.

Naszą wycieczkę zaplanowaliśmy dokładnie. Z Seattle wyjechaliśmy o 8.30. Przed nami były 2.5h drogi. Chcieliśmy być na miejscu przed południem. Miała odbyć się wtedy Parada Otwarcia Festiwalu. Nie chcieliśmy jej przegapić!
Po drodze zatrzymaliśmy się w jednej z wielu małych 'kawiarenek-drive-thru'. Przy naszej zrobiła się już spora kolejka samochodów, uznaliśmy to za dobry znak. Przy okazji David wyjaśnił nam, że w stanie Washington jest najwięcej kawiarni w całych Stanach. Bożena dodała, że kiedy przeprowadzali się z Chicago i jechali przez całe Stany, mieli nie lada problem, żeby znaleźć jakąś przydrożną budkę z kawą. Udało się im to dopiero w Washingtonie!

O miłości tubylców do kawy można by książki pisać. W zasadzie, któryś z moich kolejnych wpisów będzie o kawie właśnie (lista tematów zamiast się skracać - wydłuża się!).

W każdym razie udało się. Dojechaliśmy na miejsce przed południem! Co więcej, wyjechaliśmy z deszczowego Seattle i z każdym kolejnym kilometrem pogoda robiła się coraz bardziej zimowa. Jechaliśmy autostradą między wysokimi, pokrytymi śniegiem drzewami, w oddali czasem wyłoniła się zza chmury jakaś góra. A my słuchaliśmy świątecznych piosenek. Jak dla mnie, Christmas-freaka, pełnia szczęścia;)
Paweł był już znacznie mniej zadowolony (chyba wszyscy już wiedzą, co Paweł myśli o śniegu:P), ale dzielnie się trzymał przez cały dzień.

No ale dobra, parada. Zostało nam do niej 30 min, zrobiliśmy więc krótki spacer po miasteczku. Centrum jest tak małe, że to 30 min to było dużo za dużo;) Na pierwszy ogień poszedł sklep z przeróżnymi nakryciami głowy. Czekam na zdjęcia od B&D, żeby pokazać Wam te bardziej odjechane. Jak czapka ketchup, czapka musztarda, czapka hot-tod czy pizza. Jak czapka wikinga, czapka faraona, czapka wiedzmy czy tiara z Harrego Pottera. Jak dziwaczna czapka z choinką w kształcie antentki, którą przymierzył Paweł, czapka pirania czy masa innych włochatych dziwacznych czapek.

W końcu, pękając ze śmiechu, wyszliśmy ze sklepu i poszliśmy w stronę altany przy głównej ulicy, gdzie, jak mniemaliśmy, przejdzie parada. Od pana z obsługi dowiedzieliśmy się, że to tam należy stanąć, żeby mieć najlepszy kąt do robienia zdjęć karoty i uczestników parady. No to dobra...
Wybiła 12. Zobaczyliśmy grupkę ludzi poprzebieranych dziwacznie. A za nimi dorożkę z Mikołajami. I tyle. To była owa wyczekiwana parada. 3 minuty i po krzyku. Ale przynajmniej mieliśmy najlepszy kąt do robienia zdjęć;)
Nagle nabyliśmy przeświadczenia, że to całe miasteczko jest lekko przereklamowane:P

Do Festiwalu Świateł mieliśmy prawie 5h. Wiadomo, że zwiedzanie z pustym brzuchem to kiepski pomysł, poszliśmy więc najpierw przekąsić sławną, niemiecką kiełbaskę. Dostaliśmy wielką bułę z kiełbasą i masą kapusty kiszonej na wierzchu. Niezbyt wytworne, ale zapychające;)

Posileni, poszliśmy na spacer po okolicznych parkach. Okolica była przepiękna, szliśmy brzegiem rzeki, cieszyliśmu się słońcem, które nagle wyszło zza chmur i nawet urządziliśmy mini-wojnę na śnieżki (jesteśmy już za leniwi na prawdziwą bitwę). Był to spacer z dreszczykiem - przy wejściu do parku wisiało ostrzeżenie o grasujących niedźwiedziach;)

W końcu wróciliśmy do centrum, ciągle ze sporym zapasem czasu i, lekko zmarznięci, zaczęliśmy odwiedzać wszystkie sklepy po kolei. W większości z nich załapaliśmy się na degustacje, wyszliśmy więc z jeszcze bardziej pełnymi brzuchami niż po lunchu.

Jedną z miejscowych atrakcji jest muzeum dziadków do orzechów. Poszliśmy więc i tam. Nie spodziewaliśmy się po nim wiele, ale pozytywnie nas zaskoczyło! Muzeum posiada tysiące eksponatów różnej wielkości. Dziadki do orzechów z czasów antycznych, z czasów współczesnych. Tradycyjne, niemieckie, chińskie podróbki (z instrukcją, jak odróżnić od oryginałów). Masa dziadków (lub babć;)) do orzechów, ustawionych tematycznie, seriami lub okresami powstania. Był tam Yoda, był Vader. Była Myszka Miki i większość bohaterów bajek Disneya, byli politycy amerykańscy, było paru papieży. Był Batman i Superman, byli przedstawiciele różnych narodowości (np. dziadek do orzechów z Paryża z bagietką w ręce). Była nawet Żelazna Dama, która miażdzyła orzechy między swoimi nogami;) Duże i małe, kolorowe i nie, tradycyjne i zmodyfikowane.
Kolekcja imponująca i bardzo ciekawa!

Nie wiem właściwie, skąd pomysł na tą niemiecką wioskę tak daleko od Niemiec (zapomniałam wspomnieć, że nawet Oktoberfest się tu odbywa), ale dowiedziałam się, że muzeum to utrzymuje stałą współpracę z producentami tradycyjnych niemieckich dziadków do orzechów.

Gdyby ktoś przypadkiem był w Leavenworth i musiał wybrać między paradą otwarcia a wizytą w muzeum, wybór powinien być prosty;)

W końcu wybiła godzina Festiwalu Świateł. Nie wiedzieliśmy dokładnie, czego się spodziewać. Baliśmy się, że będzie jak z paradą otwarcia. Ale nie, było naprawdę miło! Ze zdziwieniem obserwowaliśmy też tłumy ludzi, którzy pojawili się w mieście nie wiedzieć kiedy.
Festiwal polegał na stopniowym oświetlaniu miasta światełkami świątecznymi. Najpierw oświetlono wielką choinkę. Póżniej wszystkie budynki i drzewa. Efekt był iście bajkowy i przepiękny!:) I warto było czekać.

Chwilę później, porządnie już zmarznięci, zapakowaliśmy się do auta i wróciliśmy do deszczowego Seattle.

Mimo oczywistego faktu, że Leavenworth jest sporo przereklamowane, nie żałowaliśmy dnia spędzonego tam. Zwłaszcza ja, zachwycona odrobiną zimy, którą się mogłam nacieszyć. Na przyszłość jednak z większym dystansem będę podchodzić do list 'TOP 10..';)

A tych, którzy chcieliby zobaczyć zdjęcia, zapraszam TUTAJ lub na
BLOGA







 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
marianka
marianka - 2012-12-15 18:49
Yoda dziadek
 
marianka
marianka - 2012-12-15 18:49
niech to, znów mi wywaliło serduszko na końcu komentarza;)
 
 
lorien
Basia Z
zwiedziła 8% świata (16 państw)
Zasoby: 130 wpisów130 266 komentarzy266 917 zdjęć917 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
22.11.2015 - 02.12.2015
 
 
27.11.2014 - 07.12.2014
 
 
14.03.2014 - 30.03.2014