Tempo naszej wycieczki było szybkie. Teraz, nad morzem, postanowiliśmy wrzucić na luz i na dziś zaplanowaliśmy tylko zwiedzanie Starego Baru i wieczorną kąpiel w morzu.
Stary Bar to ruiny miasta z XIV w z charakterystyczną wieżą zegarową. Znajdują się na stromym wzgórzu, z którego rozciąga się piękny widok na góry, morze i pobliski Bar - miasto z największym portem byłej Jugosławii. Żeby dotrzeć do murów, trzeba wspiąć się brukowaną drogą, tak wyślizganą, że trudno po niej iść.
Zazwyczaj ruiny nie są jakoś specjalnie ciekawe, ale mi Stary Bar spodobał się bardzo. Z przyjemnością wspinałam się na ocalałe fragmenty murów czy baszty i spacerowałam po przeróżnych zakamarkach. Sporo budowli jest w trakcie renowacji, można wejść do starej łaźni czy np. pałacu biskupów, obecnie przerobionego na galerię zdjęć. Podobno całe stare miasto ma zostać odnowione i uatrakcyjnione turystycznie, m.in. poprzez otwarcie knajpek i restauracji w ruinach, mi jednak znacznie bardziej odpowiada ich obecny charakter.
Paweł jest chyba mniejszym entuzjastą tego miejsca, ale też nie żałuje odwiedzin.
Może dlatego, że po zwiedzaniu poszliśmy do restauracji, którą po swoim pobycie w Starym Barze polecili Mery z Rafałem, a mianowicie do Slow Food. Jest to prawdziwy raj dla smakosza! Zjedliśmy pyszną zupę, Paweł znów miał okazję posmakować czarnogórskiej wersji dolmy (gołąbków ormiańskich zawijanych w liście winogron), która jest jego przysmakiem, a ja, cóż - ja zjadłam baklavę i zakochałam się w tym cieście;)
Naprawdę gorąco polecamy Slow Food. Jedzenie pyszne, obsługa przesympatyczna, ceny dobre!:)