Jesteśmy coraz bliżej granicy bośniackiej i nie możemy się już doczekać jutrzejszej wizyty w Sarajewie. Ale póki co, mamy w planie inną atrakcje - przejażdżkę wąskotorową kolejką.
Sargarska Osmica to ostatni zachowany odcinek trasy kolejowej z Belgradu przez Sarajewo do Dubrownika, wybudowanej po I wojnie światowej.
Tory ciągną się zakosami po górach Tara, pokonując kilkuset metrowe różnice wzniesień i przecinając górę tunelami, z których najdłuższy ma ponad 1,5 km długości. Ze względu na jej ciągnące się ósemkami tory nazwaną ją właśnie 'osmicą'.
Podróż w obie strony trwa około 3h, ale wliczony jest w to godzinny postój. Urokliwe są te starodawne tabory. Jeśli będziecie mieć okazję przejechać się tą kolejką, polecamy, zamiast siedzieć w wagonie, wyjść na zewnątrz, do przedsionka. Lepsze widoki i zdecydowe więcej wrażeń:)
Bilet dla jednej osoby kosztuje 600 dinarów (niestety nie ma studenckich;)).
Niedaleko Mokrej Góry, gdzie jest stacja początkowa Sagarskiej Osmicy, znajduje się również inna ciekawostka - drewniana osada, Drvengrad, stworzona w całości na potrzeby filmu Emira Kusturicy "Życie jest cudem". Niewiele budynków jest otwartych do zwiedzania, ale skansen jest urokliwym i ciekawym miejscem.
Tego dnia po raz pierwszy zatrzymywaliśmy się na kampingu. Dosyć późno dotarliśmy na miejsce. Gospodarzem 'Campu Viljamovka' jest starszy pan, który od razu, zanim w ogóle zaczęliśmy rozmowę o pieniądzach, kazał nam spokojnie się rozbić i zaprosił na kawę i rakiję. Ten człowiek zdecydowanie ma żyłkę biznesmena. Już na wstępie zaczął chwalić się, że za swoją rakiję dostaje medale (rzeczywiście jest dobra!), że jego kamping jest niezwykle popularny i że wszyscy są u niego zadowoleni. Pokazał nam też stertę zdjeć poprzednich gości i polecił koniecznie odwiedzić kamping jego znajemego, gdybyśmy planowali wrócić na północ Serbii. Wszystko to jednak robił w przyjemny i nienachalny sposób. O dziwo, doskonale rozumieliśmy jego przemowę po serbsku, a jeśli mieliśmy z czymś problem, natychmiast posiłkował się kartką i gryzmolił na niej, dopóki nie zrozumieliśmy,o co mu chodzi.
Chwilę po nas, do altanki w której raczyliśmy się trunkami, przybyli pozostali goście Viljamovki - małżeństwo Hiszpanów i cała przemowa zaczęła się od początku. Ich zdezorientowane miny, mówiące, że zupełnie nie wiedzą o co chodzi naszemu gospodarzowi z takim zacięciem piszącemu coś na papierze, kazały nam niezwłocznie udzielić pomocy;) Tłumaczyliśmy im więc cały referat gospodarza na angielski. Muszę przyznać, że było to zabawne.
Zapałaliśmy sympatią do starszego jegomościa i nawet nabyliśmy 2 butelki jego rakiji (zgodnie z tym, co usłyszliśmy parokrotnie, Carska Viljamowka 'oczyszcza krew, rozjaśnia umysł, formuje charakter', nie mogliśmy wiec nie kupić;), co z kolei spowodowało, że on poczuł sympatię do nas;)
Świat się rządzi prostymi prawami jednak;)