Mam wielka nadzieje, ze na geoblogu da sie uzupelniac wpisy "w tyl", tzn. niechronologicznie, bo teraz mam malo czasu i nie zdaze zapisac wszystkiego. No wiec jestesmy w Dilijanie. Granica z Gruzja juz niedaleko. Od poniedzialku jezdzimy stopami i jest genialnie, nie tylko dlatego ze tanio, ale dopiero teraz poznajemy Armenie. Zostalismy ugoszczeni przez rodzine ormianska, nasze brzuchy sie przekonaly, co oznacza ormianska goscinnosc;) spotykamy ciekawych ludzi, mamy do opowiadania sporo historii.
Dzis wstalismy kolo 10. Bylismy w wiosce 15 km od miasta Sewan nad jeziorem Sewan. Nie uwierzycie, ale w Armenii teraz chlodno i leje! Trzeba miec pecha, zeby tak trafic;p Tym samym, bardzo proawdopodobne, ze wroce do domu nieopalona.
Zeby dodac smaczku moim opowiesciom, dodam tylko, ze ostatni raz kapalismy sie pod prysznicem w Erewaniu. Ale nie smierdzimy!
Ok, pisze co dzisiaj. Zjedlismy rano sniadanko - otrzymany lawasz z otrzymanym miodem. Mniam! Po sniadaniu wyruszylismy z Pawlem na poszukiwanie jeziora, ale okazalo sie, ze jest za daleko i wrocismy nie znalazlszy wody. Plan byl taki, ze sie spakujemy, zlozymy namioty i pojdziemy razem na plaze a pozniej do miasta Sewan na rybke. DO plazy byl kawalek, dotarlismy do jakiegos postkomunistycznego ochydnego hotelu nad jeziorem i tam posiedzielismy chwile, dopoki nie zaczelo sie chmurzyc i robic chlodno. Zbieralo sie na deszcz.
Zebralismy sie i wrocilismy do drogi lapac stopa. Jezdzimy parami *lub trojkami - Mery i Rafal i Tomek. Z Pawlem szybko zlapalismy ciezarowke, ktora podwiozla nas w strone Sewana. Musze juz konczyc, dodam wiec tylko ze teraz jestesmy w super hostelu. Mieszkanie piekne! Ugoscila nas starsza para artystow. |On jest malazen a ona rzezbiarka. Sa swietni! Lece, do nastepnego! Pewnie z Tbilisi, na poczatku wrzesnia!