Chyba mamy juz dosc tego miasta:D
Wczesnie rano ruszylysmy do naszego ulubionego sklepu a pozniej na marszrytke. Naszym celem byl Eczmiadzyn - ormianski Watykan i Zwartnoc. Przy Sasie dopadl nas okropny pies, ktorego nie bede nawet opisywac, bo byl obrzydliwie uszkodzony. W kazdym razie, mimo usilnych checi nie moglismy go zgubic i wlokl sie z nami przez pol miasta, az do marszrutki!
Eczmiadzyn mial byc ormianskim Watykanem, siedziba ormianskiego papieza. Nas znow lekko rozczarowalo to, co tak szumnie opisywane bylo w przewodniku. Wprawdzie katedra byla ladna, ale spodziewalismy sie czegos wiecej. Dobrze, ze Mery miala w zanadrzuu ciekawe legendy, ktory ratowaly troche to miejsce. Moze przesadzam, moze po prostu mielismy za duze oczekiwania. Wiadomo, slowo 'Watykan' chcac nie chcac przywoluje jakies skojarzenia wielkosci i bogactwa.
Pezy katedrze dopadl nas Ormianin z USA, ktory stasznie chcial nas nawracac. Niby nie mial zlych intencji, ale dziwnym byl czlowiekiem. Nie dopuscil nas ani razu do slowa, opowiadal tylko o sobie, co drugie zdanie proszac nas, abysmy sie nawrocili i wierzyli w Jezusa. Opowiedzial nam tez, ze Jezus ukazal sie mu dwa razy i jego Matka tez raz. Nie chcemy kpic ani umniejszac nikomu, ale akurat ten pan byl dosc nieprzyjemny i jak dla nas - troche pokrecony.
W drodze na marszrtke dopadl nas falszywy taksowkarz. Dlugo sie targowalismy co do ceny, stanelo na 3 tys za taxi, jesli wejdziemy do jednego auta wszyscy, cale 7 sztuk + kierowca. Dalo sie:D
Zatrzymalismy sie w Zwartnocu, przy starych ruinach. Tam nam sie podobalo! TEz napisze wiecej kiedys, jak bede uzupelniac.
Droga do Erewania to byla jedna wielka gimnastyka kierowcy, zeby nie zlapala nas policja. Jako ze Miedwiedwiew coiagle siedzi u swoich przyjaciol Ormian, policji bylo na peczki. Ale oczywiscie to zaden problem dla kierowcow tutejszych, zeby sie wepchac miedzy dwa auta i zrobic sobie swoj wlasny trzeci pas:D
W planie byla teraz fabryka koniaku, ale uwinelismy sie szybko i mielismy sporo czasu do godz 15, na ktora bylismy umowieni. |POszlismy na obiadek i kawusie. Rozpieszczamy sie. Niby tak tu tanio, ale chyba musimy zaczac liczyc kase, bo 7zl tu, 7zl tam, 15 siam i troche juz sie pieniazkow rozeszlo;)
W fanbryce koniaku bylo super! Wyobrazcie sobie wielopoziomowe piwnice w wieloma rzedzami 15tonowych beczek z winem lub brandy. Dostalismy tez do sprobowania wina z 1924roku! pozniej, zaprowadzono nas do pokoiku ze stolikiem na 7 osob, zestawem kieliszkow i talerzami z owocami. Dostalismy do sprobowania koniak 10 i 20 letni i koktail z koniakiem. Koniak - fuuuj! Nie wiem , jak ktos moze to lubic.
Dzien jeszcze sie nie skonczyl, zaraz idziemy na miasto;)
Jutro wieczor chyba juz ruszamy w strone Aragac i zostawiamy nasze przytulne lokum u Ushera.
Nie wiem, kiedy nastepnym razem bedzie net, wiec do swidanja!