Geoblog.pl    lorien    Podróże    Chillin' in Chile!    Łódką do lodowca. Pożegnanie z Parkiem
Zwiń mapę
2015
30
lis

Łódką do lodowca. Pożegnanie z Parkiem

 
Chile
Chile, Torres del Paine
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8004 km
 
Nasza łódka odpływała o 8 rano, zbiórka miała być o 7:45. Spakowaliśmy się dzień wcześniej i ruszyliśmy po 6. Bez śniadania, które planowaliśmy kupić w hotelu Grey. Na miejsce dotarliśmy przed 7. Kupa czasu, prawda? Zamówiliśmy śniadanie i czekamy, czekamy, czekamy… o 7:15 zaczęliśmy przebierać nogami, o 7:20 prawie zrobiliśmy awanturę, w końcu o 7:25 jedzenie przyszło. Do łódki było 30 min drogi, my przebiegliśmy w 20. Ufff, zdążyliśmy, ale ciśnienie nam się podniosło i dyszeliśmy ze zmęczenia.

Ruszyliśmy. Pogoda była kapryśna a jezioro Grey jak zwykle wzburzone silnym i zimnym patagońskim wiatrem. Trochę nami rzucało, ale bez przesady. Dopłynęliśmy do czoła lodowca. Mocno niebieska ściana, gdzieniegdzie zabrudzona ziemią robiła onieśmielające wrażenie z naszej łajby.
Zatrzymaliśmy się na chwilę i w mig pojawiła się obsługa łódki z tacami pisco de sour (narodowego drinka Chile). Podobno z lodem z lodowca ;) Paweł swojego nie chciał, więc musiałam wypić, żeby się nie zmarnowało. Taką dobrą żoną jestem!
Chwilę po tym, jak dopiłam drinki zaczęło padać. Schowaliśmy się pod podkład i rzuciliśmy ostatnie spojrzenia w stronę lodowca.

Cała wycieczka trwała 3h i kosztowała 60tys. pesos (ok 90 USD). Nie do końca jestem przekonana, czy warta była tych pieniędzy. Jeśli ktoś ma czas, ale niekoniecznie $, poleciłabym raczej przejść się z Refugio Central do Lago Grey i kawałek dalej na punkt widokowy.

W drodze powrotnej z przystani do samochodu wiało tak, że szliśmy zgięci w pół. Na naszych oczach plastikowa pelerynka z Myszkę Mickey pana przed nami została porwana na strzępy. Ach, Patagonia.

Z wielkim żalem opuszczaliśmy park Torres del Paine. Z żalem tym większym, że benzyna nam się kończyła, najbliższa stacja benzynowa była dopiero w Puerto Natales i nie mieliśmy pojęcia czy nie utkniemy gdzieś po drodze. A jeśli utknąć, to już chyba lepiej w Torres del Paine, prawda?

Swoją drogą, dostaliśmy sprzeczne informacje na temat stacji benzynowych. W refugio powiedziano nam, że można kupić benzynę w Cero Castillo, ale pan w hotelu Grey żarliwie zaprzeczał jakoby była tam stacja benzynowa. Woleliśmy nie ryzykować i ruszyliśmy od razu na południe. Z duszą na ramieniu obliczaliśmy, ile kilometrów można zrobić na rezerwie i strofowaliśmy Pawła, żeby prowadził ergonomicznie.

Dojechaliśmy do Puerto Natales, zatankowaliśmy i znaliśmy fantastyczne miejsce na lunch (prawdziwe veni, vidi, vici). Bardzo polecam Amerindia Hostel (to kawiarnio - noclegownia), gdybyśmy mieli kiedyś wrócić do Puerto Natales zdecydowanie chciałabym tam zostać:)

Nie rozsiadaliśmy się. Przed nami było 2.5h drogi do Punta Arenas, na horyzoncie było też upragnione pranie i mniej wyczekiwana pobudka o 2 rano na samolot.

Dzień był długi i pełen wrażeń, a na koniec nawet robienie prania dostarczyło dodatkowych emocji. Nie mieliśmy kluczy do pralni, nasz host z airbnb wyszedł wieczorem na balangę i nie byliśmy pewni, czy zrozumiał, że potrzebujemy ciuchy z powrotem przed 2 rano. Na szczęście nasze majtki, skarpetki i reszta ubrań czekały na nas wyprane przed drzwiami.
Summa summarum wszystko ułożyło się dobrze, tylko na zwiedzanie Punta Arenas nam nie starczyło już czasu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (6)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
marianka
marianka - 2017-03-30 20:13
Taka żona to skarb!! :)
 
 
lorien
Basia Z
zwiedziła 8% świata (16 państw)
Zasoby: 130 wpisów130 266 komentarzy266 917 zdjęć917 1 plik multimedialny1
 
Moje podróżewięcej
22.11.2015 - 02.12.2015
 
 
27.11.2014 - 07.12.2014
 
 
14.03.2014 - 30.03.2014