Dziś lecimy do Punta Arenas, z którego do Antarktydy już tylko 1200 km! Po Wyspie Wielkanocnej - najbardziej odizolowanym miejscu na świecie, w którym żyją ludzie, przyszedł czas na nasze kolejne naj - najbardziej wysunięte na południe odwiedzone miejsce.
Stąd już jednak zamierzaliśmy kierować się wyłącznie na zachód, do Puerto Natales.
Nasz samolot zaliczył międzylądowanie w Puerto Montt, gdzie dołączyli nasi towarzysze podróży Jessica i Will.
Kiedy już wylądowaliśmy w Punta Arenas i przyszło do ładowania się do wypożyczonego samochodu, wystarczył jeden rzut okiem na bagaże J&W, od razu było jasne, że Paweł i ja musimy popracować nad naszymi umiejętnościami optymalnego pakowania się.
Z Punta Arenas wyjechaliśmy od razu, żeby jak najwcześniej dotrzeć do Puerto Natales, bazy wypadowej do Torres. Po drodze zachwycaliśmy się dziką, dziewiczą przyrodą, pogodą zmieniającą się jak w kalejdoskopie, flamingami pasącymi się przy drodze i mocnym wiatrem, który prawie zdmuchiwał nasze auto na drugi pas;)
Puerto Natales oczarowało nas od pierwszego wejrzenia. Choć czasu na spacerowanie mieliśmy mało, to wystarczyło, żeby zakochać się w tym spokojnym, urokliwym miejscu, w którym czas wydawał się płynąć wolniej. Puerto Natales to mekka backpakerów, miasteczko pełne podróżników z całego świata i tubylców, witających podróżników uprzejmością i dobrym jedzeniem.
Apropos jedzenia - łosoś z ziemniaczkami a na deser brownie i lampka chilijskiego Malbec w Cafe Kaiken to killer! Bardzo, bardzo polecam to miejsce!
Po obiedzie planowaliśmy zrobić zakupy spożywcze na podróż (w Parku Narodowym Torres podobno miało nie być sklepów) i zaczęliśmy lekko panikować, gdy okazało się, że w jedynym jeszcze otwartym sklepie nie ma już ani grama chleba. Will stoczył zwycięski pojedynek o 4 małe chleby-pity, które miały stanowić podstawę naszego prowiantu (z masłem orzechowym i dżemorem, mmm...), a Jess i ja wypatrzyłyśmy świeże i suszone owoce. Powinno wystarczyć.
Dochodziła 22, a słońce jeszcze nie zaszło. Przeszliśmy się nad zatokę, żeby pokontemplować nad pięknem świata i tym, ile mamy szczęścia w życiu, ale szybko zwinęliśmy się do naszego Airbnb, bo zimny wiatr przewiewał nas do szpiku kości.
Informacje praktyczne:
-obiad dla 2 osób z deserem i winem: ~20000 pesos, czyli około 30 usd