Olympic National Park sławny jest jednak nie tylko z powodu przepięknych gór, ale również, a może przede wszystkim, z powodu wiecznie zielonego lasu deszczowego Hoh.
Po drodze do Hoh (swoją drogą - świetna nazwa) mija się maleńskie Forks - miasteczko, które sławę zdobyło dzięki sadze Zmierzch. Wracając do domu, zatrzymaliśmy się tam na zakupy, kawę i ciacho. Co krok lub dwa znajdowaliśmy jakieś odniesienia do filmu (np. w kawiarni każda pozycja w menu miała tytuł części sagi w nazwie), ale ogólnie miasteczko nie robi wrażenia. Nudy.
Za to Hoh Rainforest - ach, piękności! Klimatyczny, piękny, spokojny i tak soczyście zielony! Wygląda jak bajkowa kraina, wszystkie drzewa porośnięte są zwisającymi niczym długie włosy porostami i gęstym mchem. A powietrze jak tam smakuje wspaniale!
Gorąco, gorąco polecam!
Niestety nie udało się nam zobaczyć łosia, ale za to spotkaliśmy dwa ślimaki bananowe. Obrzydliwe żółciochy.
Parę informacji:
- Nazwy "las deszczowy" nie dostaje się za darmo! Rocznie spada tu od 3.7 do 4.2 m deszczu. Oczywiście padało i podczas naszego pobytu:) W końcu las deszczowy najlepiej odwiedzić, kiedy leje!:)
- Przechadzki po lesie najlepiej zacząć w Centrum Turystycznym Lasu Deszczowego Hoh (Hoh Rain Forest Visitor Center)
- W lesie deszczowym, jak i wzdłuż rzeki Hoh można biwakować i ponoć jest to niezapomniane przeżycie. Szczególnie, jeśli staje się oko w oko z niedźwiedziem czy łosiem;)